Na początek trochę się Wam pożalę, mam nadzieję, że mi to wybaczycie... Nie mam pojęcia czy coś robię źle i to kara za to czy po prostu tak już musi być, ale jak się coś wali to wszystko na raz. Nie dość, że jestem strasznie przytłoczona nadmiarem nauki i prawdę mówiąc nie mam czasu już na nic innego to jeszcze w ciągu tygodnia spotkało mnie tyle nieszczęścia, że aż trudno uwierzyć. Może pomyślicie, że przesadzam i histeryzuję, ale na prawdę nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim radzić. Moją kochaną psinkę dopadła straszna choroba i bardzo to przeżywam , jutro ma operację i nie wiem jak wytrzymam jutrzejszy dzień w szkole... A jakby tego było mało wczoraj dowiedziałam się, że moja Kluseczka zdechła :( Zatruła się, nie mam pojęcia czym, prawdopodobnie jakąś myszą nafaszerowaną trutką. Jej mamę ledwo odratowali ale na szczęście już z nią lepiej. W sobotę skończyłaby pół roczku. Była strasznie wesołym i przesłodkim pieskiem. Przytulak był z niej niesamowity! Jak sobie teraz pomyślę, że już jej więcej nie przytulę, nawet nie zobaczę, to aż łzy mi się do oczu cisną. Tutaj macie jej zdjęcie:

Wracając do mojej psinki, to strasznie boję się jutrzejszego zabiegu, chociaż staram się tego nie okazywać. Co prawda nie powiedzieli mi, że może tego nie przeżyć ale nie potrafię przestać o tym myśleć. Jestem pełna nadziei, że wszystko się uda i staram się nie myśleć inaczej, ale czasem mi trudno, nawet bardzo... Pewnie teraz niejedna z Was pomyśli "co za histeryczka", ale postawcie się w mojej sytuacji. Mam ją 12 lat i przywiązałam się do niej niesamowicie, więc ciężko mi wyobrazić sobie, że mogłoby jej ze mną nie być. Trzymajcie jutro za nią kciuki!
Wracając do tematu posta... Jak już ostatnio wspominałam czekało mnie farbowanie. Postawiłam na intensywną czerwień nr.34 Joanny z serii Multi Cream Color. Jest to chyba moja ulubiona czerwień oprócz Syossa. Ale postanowiłam sobie, że to już mój ostatni raz z takim kolorem, przynajmniej na razie. Kiedyś niesamowicie podobały mi się czerwone włosy, ale na chwilę obecną już mi się znudziły. W końcu kobieta zmienną jest.
Tak teraz prezentują się moje włosy. Przepraszam od razu za mój aparat, który cały czas się buntuje i nie chce dobrze uchwycić tego koloru. Na żywo są one intensywniejsze, bardziej czerwone. Tutaj na końcach wyglądają trochę na brązowe, jednak przy skórze są rudawe.
Co do mojego postanowienia, mam zamiar się go trzymać. Przez wakacje raczej nie planuję farbowania, chociaż chciałam je rozjaśnić. Ale co z tego będzie okaże się w trakcie. Jeżeli doprowadzę je do stanu, kiedy stwierdzę, że mogę użyć rozjaśniacza to być może się zdecyduję. Chociaż nie jestem do końca pewna. Przyzwyczaiłam się do siebie w ciemnych włosach i trudno mi będzie wrócić do blondu, bo szczerze mówiąc na tą chwilę nie potrafię sobie siebie takiej wyobrazić. Z drugiej strony szkoda mi je niszczyć, bo nie oszukujmy się rozjaśniacz na pewno nie zostawi ich w takiej kondycji w jakiej były przed jego użyciem.
A Wy co myślicie? Może rozjaśniałyście włosy i znacie jakąś dobrą metodę lub produkt, który aż tak bardzo nam tych włosów nie zniszczy?
Przepraszam za dosyć długi post. Po prostu czasem dobrze się tak wyżalić większej ilości osób, bo moja przyjaciółka i chłopak już mi nie wystarczają, sama nie wiem czemu... Jeżeli ktoś przez to wszystko przebrnął to bardzo dziękuję za poświęconą mi uwagę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Do następnej :*