
Tangle Teezer jest to szczotka, która posiada unikalne zęby flex, ułatwiające poślizg przez włosy. Zapobiega wyrywaniu, łamaniu i elektryzowaniu włosów. Dodatkowo nadaje im połysk.
Na tą szczotkę zdecydowałam się praktycznie na początku włosomaniactwa. Był wtedy na nie wielki bum, wszędzie było ich pełno, każdy je zachwalał, więc postanowiłam przekonać się sama na sobie, czy faktycznie jest warta tej sławy. I tak właśnie minęło 2,5 roku odkąd jej używam, a to chyba znaczy tylko jedno...:) ale po kolei.
Zacznę od plusów tego małego cacka. Wybrałam wersję kompaktową przede wszystkim ze względu na to, że bez szczotki się z domu nie ruszam. A jak wiadomo w kobiecej torebce różne rzeczy się dzieją, więc szczotka z osłonką to idealne rozwiązanie. Mam pewność, że igiełki mi się nie połamią i będzie mi służyła dużo dłużej niż wersja tradycyjna.
Mimo upływu czasu i strasznych warunków panujących w mojej torebce, szczotka trzyma się świetnie. Jest sporo rys, spowodowanych również upadkami, ale to akurat normalne :) Wygięło mi się niewiele igiełek z racji tego, że nieraz zdarzyło mi się ją niestarannie zamknąć. Poza tym żadnych większych usterek nie ma.
Szczotka świetnie układa się w ręce, zarówno prawej jak i lewej.
Wygodnie się ją trzyma. Jeśli chodzi o rozczesywanie nie ma z tym
najmniejszych problemów. Wchodzi we włosy jak w masło. Świetnie radzi
sobie z rozczesywaniem na mokro i na sucho. Pozwala szybko i bezboleśnie
rozczesać włosy.
Kolejnym plusem jest również cena. Teraz można ją dostać za ok. 40 zł. Kiedy ja się na nią decydowałam zapłaciłam coś ok. 80 zł, więc jak na szczotkę to całkiem sporo, ale nawet przez chwilę nie było mi szkoda tych pieniędzy.
Zaczęłam od plusów, więc teraz czas na minusy. Jednak ja się żadnego nie doszukałam :)
Ale czy szczotka faktycznie spełnia obietnice producenta? Faktycznie podczas rozczesywania nie czuć nadmiernego ciągnięcia. Włosy nie są połamane i nie elektryzują się. Jednak co do tego połysku to tutaj nie jestem jakoś zbytnio przekonana i nigdy nie brałam tej obietnicy na serio. Moim zdaniem, aby włosy ładnie lśniły nie wystarczy czesać ich jakąś cudowną szczotką, tylko odpowiednio o nie dbać. I to przede wszystkim im ten blask nadaje. Szczotka może mieć w tym jedynie mały udział. Może nam delikatnie te włosy wygładzić, dzięki czemu ten blask się bardziej uwydatnia. Ale to tylko moje zdanie :)
Producent zapewnia również, że dzięki tej szczotce rozczesywanie można zacząć od nasady i nawet wtedy nie będziemy włosów nadmiernie ciągnąć. Faktycznie, sprawdziłam to na dwóch szczotkach-TT i zwykłej, plastikowej z rossmanna. TT w tym przypadku sprawdziła się lepiej, bo rzeczywiście nawet zaczynając czesanie od skóry głowy nic nas nie ciągnie. Jednak ja i tak wolę "tradycyjną" metodę, czyli zaczynając od końcówek :)
Jakie są wasze wrażenia odnośnie tej szczotki? Wiem, że niektóre dziewczyny nie są nią zachwycone.
ja mam zamiar kupić ją już w te wakacje :) oczywiście wersję kompaktową, bo bez szczotki ani rusz :D
OdpowiedzUsuńUzywalam tej szczotki i nie ma porownania co do tych tradycyjnych :) warta tych pieniedzy:)
OdpowiedzUsuńMoja się nie spisała i leży w szufladzie, szkoda było wydawać kasę na taki szajs
OdpowiedzUsuńJeszcze chyba nikt nie wymyślił produktu, który by pasował każdemu, ale to nie oznacza od razu, że to szajs :)
UsuńMam od miesiąca i już parę tygodni po cięciu mam dużo połamanych i rozdwojonych końcówek, czytałam że to może być wina TT :( Źle jej używam czy o co chodzi?
OdpowiedzUsuńJeśli używasz jej delikatnie (tzn. nie szarpiesz i nie ciągniesz włosów, nie rozczesujesz ich w pośpiechu) to nie powinno się nic takiego dziać. Może po prostu masz taką strukturę włosa i taki rodzaj szczotki im nie pasuje.
UsuńNie wyobrażam sobie uczesać się inną szczotką ;) Próbowałam wielu, może delikatniejszych, ale moje włosy potrzebują właśnie TT!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością dołączam do obserwatorów Twojego bloga :)
Nie wiem jak wcześniej mogłam bez niej żyć :) Mam ją pół roku i kocham nad życie.
OdpowiedzUsuń