Obserwatorzy

piątek, 28 czerwca 2013

Mój dobry sposób na mierzenie przyrostu + podsumowanie czerwcowej akcji

Z mierzeniem przyrostu nigdy nie dawałam sobie rady. Za każdym razem uzyskiwałam inny wynik. Dobrym sposobem jest mierzenie odrostu, jednak gdy ja staram się regularnie te odrosty farbować na nic mi się ten sposób nie przyda. Mierzenie długości całych włosów również jest męczące i według mnie niedokładne, bo za każdym razem możemy przyłożyć miarkę odrobinę za wysoko lub za nisko i wtedy wynik możemy podać jedynie w przybliżeniu. Ostatnio tak zupełnie samo i przypadkiem przyszło mi do głowy dobre rozwiązanie. A mianowicie chodzi o mierzenie przyrostu na starej koszulce. Na pewno każda z Was ma w szafie jakąś bluzkę, w której nie chodzi i jest bezużyteczna. No więc jak wykorzystać taki ciuch? Ważne, żeby była to bluzka gładka, bez żadnych pasków, wzorków itp., no i oczywiście jasna (najlepiej biała). Zakładamy ją na siebie i zaznaczamy, najlepiej trzema kropkami (przy lewym końcu włosów, po środku i przy prawym końcu). Następnie zdejmujemy i łączymy kropki najlepiej za pomocą linijki (wtedy linia będzie prosta a wynik dokładniejszy). Nad narysowaną linią zapisujemy datę pomiaru i gotowe! W następnym miesiącu robimy to samo i mierzymy odległość między jedną a drugą linią. Aby dobrze odmierzyć długość możemy kogoś poprosić, żeby narysował nam kropki.

Aby powiększyć kliknij na zdjęcie. 

Co myślicie o tym sposobie? Sprawdzi się? Wypróbujecie go? :)
Ja póki co dopiero zaczynam i zobaczymy jak to będzie, ale zachęcam i Was do wypróbowania :)


Teraz czas na podsumowanie czerwcowej akcji, czyli "przeżyj czerwiec za 50 zł"
Akcja to pomysł Kamyczka. Jak tylko trafiłam na ten post, przyłączyłam się bez zastanowienia. Maj był ciężkim miesiącem dla mojego portfela. Podliczyłam wydatki i wydałam uwaga...prawie 400 zł. Sama jestem w szoku, bo przeważnie staram się kupować to, co jest mi potrzebne. Więc postawiłam sobie cel. Na początku miałam w planach nie wydać nic, jednak skusiłam się na parę rzeczy. 

O tych lakierach już Wam pisałam. Upolowałam je na giełdzie we Włocławku, a kolory podbiły moje serce. Każdy kosztował 2 zł, czyli łącznie zapłaciłam za nie 14 zł.

Z racji tego, że na co dzień nie używam cieni a na wesele potrzebowałam czegoś delikatnego skusiłam się na cienie od Astora nr 630 Everyday Poetry. Zapłaciłam za nie 35 zł bez grosza. 

Takim oto sposobem w czerwcu wydałam 49 zł, więc zmieściłam się w limicie. Ledwo ale jednak :)

A jak tam Wasze wydatki w czerwcu? Zaoszczędziłyście trochę? :)

Do następnej :*

środa, 26 czerwca 2013

"Ostre" cięcie czyli mini aktualizacja.

Ostatnio wspominałam Wam, że w czerwcu czeka mnie kolejne podcięcie końcówek. Zwlekałam z tym do ostatniej chwili i nadal bym zwlekała gdyby nie mama. Wczoraj w końcu się przełamałam i wybrałam do fryzjera. Postanowienie: -2cm. Ile wyszło? Trochę więcej, ale czego się nie robi dla zdrowych włosów. Końcówki mimo odstawienia prostownicy nadal były w opłakanym stanie. Jak już pewnie wiecie (albo i nie) wyrównuję włoski na prosto i już coraz bliżej im do tego idealnego kształtu. Na drugim zdjęciu można zauważyć, że końce trochę się wywijają, każdy w inną stronę. Kiedyś by mi to przeszkadzało i zaraz potraktowałabym je żelazkiem, jednak teraz nawet mnie nie kusi (!) Robię postępy i jestem z siebie strasznie dumna :) Od 1 lipca zaczynam akcję WAKACYJNE ZAPUSZCZANIE. W tej chwili moje włosy mają długość ok. 44 cm. Do września mam nadzieję, że ten wynik będzie dużo lepszy i będę miała się czym pochwalić. W ramach akcji wracam do picia drożdży. Tym razem "czystych", beż żadnych "ulepszaczy". Zobaczymy jak mi pójdzie :D I oczywiście w skalp będę wcierała mój ulubiony lecz zapomniany przeze mnie olejek łopianowy od GP z czerwoną papryką. 
Wracając jeszcze do wczorajszej wizyty u fryzjera... zdecydowałam się na grzywkę. Oczywiście jak to ja, od razu po wyjściu z salonu strasznie to przeżywałam i zastanawiałam się co mnie podkusiło. A w lato chyba nie ma nic gorszego niż grzywka, w dodatku taka, którą ciężko jest spiąć. No ale cóż, mam nadzieję, że odrośnie równie szybko, co ostatnim razem :) 

Co myślicie o takim kształcie włosów? Podoba Wam się? Moim zdaniem włosy podcięte na prosto wydają się grubsze i zdrowsze :) A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? 

Do następnej :*

sobota, 22 czerwca 2013

Mariza-Olejek przyspieszający opalanie

Obiecałam, że post pojawi się we wtorek a już sobota... Przepraszam za tak długą nieobecność, ale zakończenie roku zbliża się wielkimi krokami i musiałam poświęcić trochę więcej czasu na naukę, żeby powyciągać oceny przynajmniej z przedmiotów, które w tym roku mi się już kończą... Nieoficjalnie zaczęłam już wakacje więc posty będą pojawiać się teraz regularnie. Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję olejku z Marizy, z którym wiązałam niemałe nadzieje. A czy się sprawdził? Zapraszam do dalszej części :)


Olejek przyspieszający opalanie ACTIVE SUN, pozwala na uzyskanie równomiernej i naturalnej opalenizny. Dzięki zawartości naturalnych filtrów UV (beta-karoten, olejek z orzecha włoskiego) chroni skórę przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Olejek znakomicie pielęgnuje skórę, zmiękcza ją i wygładza. Wspomaga naturalne procesy zatrzymania wilgoci w skórze, jednocześnie lekko ją natłuszczając. Stosowanie olejku wzbogaconego w masło kakaowe i olejek kokosowy zapewnia długotrwałe zachowanie naturalnej opalenizny w kolorze złocistego brązu. Polecany dla każdego rodzaju skóry w czasie kąpieli słonecznych jak również zabiegów opalających w solarium. 

Skład:
Paraffinum liquidum, Isopropyl myristate, Cocoa (Theobroma cacao), butter, Carrot (Daucus carrota sativa) extract, Coconut (Cocos nucifera) oil, Soybean oil (Glycine soya) (and) Peanut oil (Arachid hypogaea) (and) Walnut extract (Juglans regia), PEG-8 and Tocopherol (and) Ascorbyl Palmitate (and) Ascorbic Acid (and) Citric Acid,  Ethylparaben,  Parfum, Amyl cinnamal, Linalool.  

Cena:
210 ml kosztuje ok. 16 zł, 80 ml - ok.9 zł. 

Opakowanie: 
Produkt jest zamknięty w złocisto-brązowej przeźroczystej buteleczce. Aplikator typowy, jak w szamponach. 

Konsystencja i zapach:
Konsystencja rzadka, lejąca. Szybko spływa z dłoni. Zapach delikatny, przyjemny, jednak ciężko mi powiedzieć do czego jest podobny. 

Moja opinia:
Produkt oceniam na wielki plus. Naprawdę daje sobie świetnie radę. Odkąd pamiętam mam problemy z opaleniem nóg, nic mi nie przychodzi tak trudno jak to. Opalałam się z nim dopiero 3 razy i już widzę wielką różnicę. Słońce po nim łapie dosyć szybko, mogę nawet powiedzieć, że w moim przypadku bardzo szybko. Mimo bardzo rzadkiej konsystencji jest bardzo wydajny. Co prawda używałam go dopiero 3 razy ale nie oszczędzam go i naprawdę zużyłam niewiele. Ponadto zauważyłam, że nieźle nawilżył moją skórę i rzeczywiście wydaje się gładsza, więc zapewnienia producenta nie kończą się tylko na obiecywaniu. 

Czy kupię go ponownie?
Z pewnością tak :)

Moja ocena: 
6/6
A Wy miałyście do czynienia z tym olejkiem? Jak wrażenia? A może macie innego swojego przyspieszającego ulubieńca? :)

Do następnej :*

czwartek, 13 czerwca 2013

Glamour...

Wesele już w sobotę więc trzeba było coś zmalować. Miałam w planach jakiś wzorek, różyczki czy coś w tym stylu jednak postawiłam na prostotę. Ogólnie (nie chcąc się chwalić :D) paznokcie wyszły przepięknie, delikatnie i elegancko za razem.







Lakiery które użyłam to Astor nr 234 LILY ROSE, o którym wspominałam TUTAJ. Okazał się strasznym bublem jeśli chodzi o krycie, ale na paznokciach prezentuje się świetnie. Uwielbiam go za kolor, niestety za nic więcej. Brokat to lakier zapożyczony od mojej mamy. Świetnie współgra z pastelowym różem. Oczywiście zdjęcia nie oddają całkiem tego, jak to wygląda na żywo. 
Mani bardzo prosty w wykonaniu, jednak ja strasznie się z nim namęczyłam ze względu na słabe krycie lakieru z Astora - potrzebowałam 4 warstw + doszły do tego jeszcze 3-4 warstwy brokatu, ale utwardziłam całość utwardzaczem z Marizy i mam nadzieję, że wytrzyma przynajmniej do niedzieli :) Póki co od wczoraj trzyma się bez problemu, więc może da radę. 

A Wam jak się podoba? :)

Jako, że już jutro wyjeżdżam i wracam dopiero w poniedziałek-notka pojawi się pewnie we wtorek lub później. Trzymajcie się, a ja idę się spakować i wybrać buty... Chyba czeka mnie wyliczanka, bo mam pełną szafę butów do wyboru i nie mam pojęcia na które się zdecydować :D

Do następnej :*

wtorek, 11 czerwca 2013

Walka o płaski brzuch-podsumowanie.

W maju w jednej z notek wspominałam Wam, że zaczynam walkę o płaski brzuszek, z racji tego, że zbliżają się wakacje. Myślę, że dzisiaj mogę podsumować już ten miesiąc pracy nad nim i podzielić się z Wami efektami. Zacznę od tego jakie ćwiczenia i jak często wykonywałam. Otóż miałam zamiar zacząć ćwiczyć z Chodakowską, jednak stwierdziłam, że nie chcę pozbawiać centymetrów moich bioder, ud czy pupy. Zależało mi jedynie na płaskim brzuchu więc korzystałam z indywidualnego planu opracowanego przez osobistego trenera. Plan "kupiłam" jakieś dwa lata temu, kiedy byłam całkiem zmotywowana do działania i ćwiczyłam wtedy intensywnie każdą część mojego ciała. Tym razem korzystałam tylko z ćwiczeń na brzuch. Do ćwiczeń należało m.in : unoszenie bioder (podobne do świecy, jednak nie unosimy całego tułowia, tylko nogi), unoszenie kolan podczas zwisu na drążku, tzw. brzuszki z kijem i tradycyjne brzuszki. Starałam się być systematyczna i ćwiczyć 3 razy w tygodniu, jednak nie zawsze starczało mi na to czasu i nie zawsze mi się chciało. Jednak myślę, że efekt jest całkiem zauważalny. Na zdjęciu może nie rzuca się tak w oczy, ale na żywo widać sporą różnicę.
Przepraszam za te wystające metki... :D
Na zdjęciu przodem może nie rzucać się to tak w oczy, jak już wspomniałam wcześniej. Jednak na zdjęciach bokiem widać sporą różnicę. Od razu mówię: NIE, BRZUCH NIE JEST WCIĄGNIĘTY. Już mam taką budowę i chyba nie uda mi się zgubić tej wystającej "górki", bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Jednak ja uważam to za atut. Nie podobają mi się takie zupełnie płaskie brzuchy u dziewczyn, przypominają mi deski :D Podsumowując jak na nieregularne ćwiczenie efekt jest całkiem zadowalający, jednak mam nadzieję, że w wakacje nie zaniedbam się i będę ćwiczyła dalej, z jeszcze większą motywacją i oczywiście regularnie :)

A jak tam wasze brzuszki przed wakacjami? Ćwiczycie czy raczej trzymacie się od tego z daleka? :) 

P.S. Dzisiaj moja sunia miała operację i wszystko zniosła bardzo dobrze. Jest już w domku i powoli wraca do siebie :) W końcu mogę odetchnąć z ulgą.

Do następnej :*

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Czerwień po raz ostatni? + trochę prywaty

Na początek trochę się Wam pożalę, mam nadzieję, że mi to wybaczycie... Nie mam pojęcia czy coś robię źle i to kara za to czy po prostu tak już musi być, ale jak się coś wali to wszystko na raz. Nie dość, że jestem strasznie przytłoczona nadmiarem nauki i prawdę mówiąc nie mam czasu już na nic innego to jeszcze w ciągu tygodnia spotkało mnie tyle nieszczęścia, że aż trudno uwierzyć. Może pomyślicie, że przesadzam i histeryzuję, ale na prawdę nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim radzić. Moją kochaną psinkę dopadła straszna choroba i bardzo to przeżywam , jutro ma operację i nie wiem jak wytrzymam jutrzejszy dzień w szkole... A jakby tego było mało wczoraj dowiedziałam się, że moja Kluseczka zdechła :( Zatruła się, nie mam pojęcia czym, prawdopodobnie jakąś myszą nafaszerowaną trutką. Jej mamę ledwo odratowali ale na szczęście już z nią lepiej. W sobotę skończyłaby pół roczku. Była strasznie wesołym i przesłodkim pieskiem. Przytulak był z niej niesamowity! Jak sobie teraz pomyślę, że już jej więcej nie przytulę, nawet nie zobaczę, to aż łzy mi się do oczu cisną. Tutaj macie jej zdjęcie:
Wracając do mojej psinki, to strasznie boję się jutrzejszego zabiegu, chociaż staram się tego nie okazywać. Co prawda nie powiedzieli mi, że może tego nie przeżyć ale nie potrafię przestać o tym myśleć. Jestem pełna nadziei, że wszystko się uda i staram się nie myśleć inaczej, ale czasem mi trudno, nawet bardzo... Pewnie teraz niejedna z Was pomyśli "co za histeryczka", ale postawcie się w mojej sytuacji. Mam ją 12 lat i przywiązałam się do niej niesamowicie, więc ciężko mi wyobrazić sobie, że mogłoby jej ze mną nie być. Trzymajcie jutro za nią kciuki!

Wracając do tematu posta... Jak już ostatnio wspominałam czekało mnie farbowanie. Postawiłam na intensywną czerwień nr.34 Joanny z serii Multi Cream Color. Jest to chyba moja ulubiona czerwień oprócz Syossa. Ale postanowiłam sobie, że to już mój ostatni raz z takim kolorem, przynajmniej na razie. Kiedyś niesamowicie podobały mi się czerwone włosy, ale na chwilę obecną już mi się znudziły. W końcu kobieta zmienną jest. 
Tak teraz prezentują się moje włosy. Przepraszam od razu za mój aparat, który cały czas się buntuje i nie chce dobrze uchwycić tego koloru. Na żywo są one intensywniejsze, bardziej czerwone. Tutaj na końcach wyglądają trochę na brązowe, jednak przy skórze są rudawe. 
Co do mojego postanowienia, mam zamiar się go trzymać. Przez wakacje raczej nie planuję farbowania, chociaż chciałam je rozjaśnić. Ale co z tego będzie okaże się w trakcie. Jeżeli doprowadzę je do stanu, kiedy stwierdzę, że mogę użyć rozjaśniacza to być może się zdecyduję. Chociaż nie jestem do końca pewna. Przyzwyczaiłam się do siebie w ciemnych włosach i trudno mi będzie wrócić do blondu, bo szczerze mówiąc na tą chwilę nie potrafię sobie siebie takiej wyobrazić. Z drugiej strony szkoda mi je niszczyć, bo nie oszukujmy się rozjaśniacz na pewno nie zostawi ich w takiej kondycji w jakiej były przed jego użyciem. 
A Wy co myślicie? Może rozjaśniałyście włosy i znacie jakąś dobrą metodę lub produkt, który aż tak bardzo nam tych włosów nie zniszczy? 

Przepraszam za dosyć długi post. Po prostu czasem dobrze się tak wyżalić większej ilości osób, bo moja przyjaciółka i chłopak już mi nie wystarczają, sama nie wiem czemu... Jeżeli ktoś przez to wszystko przebrnął to bardzo dziękuję za poświęconą mi uwagę. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. 
Do następnej :*


sobota, 8 czerwca 2013

Pastelowe pazurki

Żeby nie dać Wam o sobie zapomnieć dziś przychodzę z postem paznokciowym. Z sunią jest już lepiej, odzyskała siły i w końcu zaczęła jeść. Jestem odrobinę spokojniejsza, jednak nadal się o nią martwię. We wtorek ma zabieg i strasznie to przeżywam, bo weterynarz powiedział, że guz rośnie tak szybko, że może pęknąć, a tego boję się bardziej niż samej tej operacji. Jednak mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i psinka wróci do domu cała i zdrowa. Bardzo dziękuję Wam za ogromne wsparcie, które nie ukrywam bardzo podniosło mnie na duchu.

Ale przejdźmy do rzeczy. W tamtym tygodniu zostałam szczęśliwą posiadaczką 7 lakierów. Z racji tego, że biorę udział w akcji "przeżyj czerwiec za 50 zł" nie mogę pozwalać sobie na coś droższego, więc skusiłam się na kilka lakierów za 2 zł. Na początku nie byłam do nich jakoś zbytnio przekonana, ale uwiodły mnie kolorami. A jak się sprawdziły? Nie miałam okazji przetestować jeszcze wszystkich, jednak te, których już używałam pozytywnie mnie zaskoczyły. Dzisiaj pokażę Wam dwa pastele z tej kolekcji. Zobaczcie jak się prezentują:




Na lato są idealne. Uwielbiam takie jasne kolorki. Ku mojemu zaskoczeniu do pełnego pokrycia wystarczyły dwie warstwy. Jak na lakier za 2 zł jest to zadowalające. Nie wiem czy są dostępne na każdym rynku, trzeba po prostu poszukać. Ja nabyłam je na giełdzie we Włocławku i jeżeli będę miała jeszcze okazję tam jechać to na pewno zaopatrzę się w kilka innych kolorów :)

Tak prezentują się buteleczki:
Opakowanie ma pojemność 12 ml. Schną stosunkowo szybko. Jeśli chodzi o krycie to tak jak już wspomniałam mi do pełnego pokrycia wystarczyły dwie warstwy. 

A Wy lubicie pastele na paznokciach? Czy może wolicie coś bardziej wyrazistego? 

Na koniec chciałam się jeszcze pochwalić, moim ostatnim nabytkiem:
Z racji tego, że był dzień dziecka, poprosiłam mamę, żeby kupiła mi nową maskę. Kasy nie chciałam, bo jak już wiecie mam ban na ten miesiąc na zakupy, a jakby wpadło do portfela coś więcej, to na pewno bym postanowienia nie dotrzymała. Wybór padł na Biovax Naturalne Oleje. Już od jakiegoś czasu na nią polowałam, bo słyszałam o niej wiele dobrych opinii. Teraz czas sprawdzić jak wykaże się u mnie. Oby dała radę :)

Używałyście jej? Jak wrażenia? A może macie w planach jej zakup? :)
Do następnej :*

środa, 5 czerwca 2013

Aktualizacja-włosy w maju

Jak moje włosy miały się w maju? Otóż mogę z dumą powiedzieć, że było dużo lepiej niż w kwietniu. Poświęciłam im przede wszystkim więcej czasu, którego w poprzednim miesiącu mi brakowało. Odwdzięczyły mi się blaskiem, którego na zdjęciu niestety nie widać (muszę porozglądać się za nowym aparatem). Zniszczonych końcówek nie przybyło. Nadal testuję serum scalające rozdwojone końce, ale chyba jeszcze za wcześnie na wnioski. Przez cały maj "katowałam" je maską od BingoSpa (recenzja). Nakładałam ją na godzinę, czasem dwie średnio raz w tygodniu, chociaż pod koniec miesiąca zdarzało mi się nałożyć ją i dwa razy. Stosowałam ją na przemian, raz solo, raz z dodatkiem olejku rycynowego. Wczoraj sięgnęłam jej dna. Dwa razy zafundowałam im płukankę z szałwii. Lnianego glutka położyłam tylko raz. Poza tym codziennie na przemian odżywka wzmacniająca z Joanny  z Marizą Awodako i Jedwab. Jeśli chodzi o mycie wykańczałam szampon z Syossa (recenzja) i szampon Anty-Aging z YR. Może nie jest to aż tak zauważalne, ale mam inny kolor włosów. Nie wiem co mnie podkusiło, ale kupiłam sobie płukankę. Niedługo czeka mnie farbowanie, bo odrosty mam straszne a przecież wesele coraz bliżej... Miałam zamiar zacząć łykać Zincteral, jednak zdecydowałam się w tym miesiącu odpuścić sobie jeszcze suplementy. W planach miałam także powrót do kozieradki jednak sobie odpuściłam. A co z przyrostem? 1,5 cm. Zadowalający, jak na brak żadnych przyspieszaczy. Na czerwiec postanowiłam sobie przede wszystkim, że CODZIENNIE będę masować skalp, przynajmniej 5 min. Wcześniej również to praktykowałam, jednak tylko wtedy, kiedy mi się przypomniało. Póki co zaczęłam dobrze, mam nadzieję, że wytrwam w tym do końca. Czeka mnie również podcięcie końcówek, ale dopiero po 15 czerwca, na wesele chcę mieć jeszcze "stare" włoski. Zaplanowałam również, że namiętnie będę wcierała olej rycynowy w skalp oraz wykończę w końcu olejek łopianowy. Zaczynam również picie drożdży, jednak to też dopiero po weselu, bo chcę uniknąć wysypu. Mam zamiar również wrócić do mojego kalendarzyka, w którym będę wszystko zapisywała. 

Wybaczcie mi, jeżeli będę nieobecna przez dłuższy czas, ale nie mam teraz głowy do pisania. Wczoraj byłam z moją ukochaną sunią u weterynarza i dowiedziałam się, że ma nowotwór sutka, który trzeba jak najszybciej usunąć, bo mogą pojawić się przeżuty. Jak tylko o tym myślę, aż mam łzy w oczach, bo kocham ją przeokropnie i nie wyobrażam sobie, żeby jej z nami nie było... Strasznie się o nią martwię, ale jestem pełna nadziei, że z tego wyjdzie. Trzymajcie kciuki! 


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Czym jest dla mnie włosomaniactwo?

7 miesięcy świadomej pielęgnacji nauczyło mnie bardzo dużo. Wiem teraz co moje włosy lubią, a czego wręcz nienawidzą. Z każdej próby wyciągam nowe wnioski. Wiadomo, że nie ma włosów, którym wszystko by odpowiadało. Przez ten okres uczyłam się na błędach, próbowałam różnych "specyfików" zarówno tych domowych jak i drogeryjnych, które dużo dziewczyn poleca, ba...nadal to robię. Stałam się również bardziej cierpliwa, jeżeli coś mi nie wychodzi-nie poddaję się. Zrozumiałam, że aby coś osiągnąć trzeba pracy, pracy i jeszcze raz pracy. Ale to tak w skrócie. Dzisiaj chciałabym podsumować te 7 miesięcy pielęgnacji i podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami.

Zacznę od tego czego się nauczyłam...
Przede wszystkim jak już wspomniałam, nauczyłam się dobierać odpowiednie kosmetyki do mojego rodzaju włosów. Nauczyłam się również czytać składy, co bardzo ułatwia mi życie, bo wiem czego muszę unikać a czego nie. Cierpliwość-chyba najważniejsza dla każdej włosomaniaczki. Jeżeli poddamy się po pierwszej porażce to z pewnością nie osiągniemy celu, trzeba uczyć się na błędach. Ja popełniałam ich bardzo dużo, nadal to robię, jednak tych już popełnionych nie powielam. Zrezygnowałam również z prostownicy, co prawda stosunkowo niedawno, ale lepiej późno niż wcale. Stałam się bardziej systematyczna i konsekwentna, jeśli już coś zaplanuję to muszę to dokończyć. Przekonałam się również, że nie wszystko co drogie, znaczy dobre. A co najważniejsze, nauczyłam się, że najważniejsze jest dbać o dobrą kondycję włosów zamiast w zaparte dążyć do jak największego przyrostu.

Jak zostałam włosomaniaczką?
O włosy dbam już od dłuższego czasu. Jednak moja pielęgnacja kończyła się na maskach i odżywkach. O żadnych olejach, kremach nie miałam zielonego pojęcia. Od czasu do czasu łykałam jakieś tabletki typu Skrzypowita czy Belissa, jednak nie zauważyłam żadnych efektów, przede wszystkim przez brak systematyczności. Oczywiście jeszcze wtedy nie zależało mi jakoś bardzo na zdrowych włosach, chciałam je tylko zapuścić. W tamtym roku, jakoś tak w połowie października wybrałam się do dermatologa, bo gdzieś wyczytałam, że może on przepisać jakieś tabletki, które nam ten przyrost przyspieszą. No i się wybrałam. Przepisał mi wtedy Zincteral, który łykałam systematycznie. Jednak to mi nie wystarczało i zaczęłam szukać czegoś innego. Natknęłam się na kilka włosomaniackich blogów i tak to się zaczęło... Na początku coś tak kleciłam sama dla siebie, gdzieś po cichu. Z czasem taka pielęgnacja mi nie wystarczała i postanowiłam założyć bloga. Pozwoliło mi to na systematyczność, bo przecież trzeba pokazać innym, że ja również potrafię o włosy zadbać... Teraz nie ma to dla mnie takiego znaczenia. Piszę posty zarówno dla siebie jak i dla Was, żeby podzielić się z Wami moją pielęgnacją, kosmetykami, które mi pasują, bo może i Wy znajdziecie tutaj coś dla siebie. A przecież trzeba sobie pomagać, prawda? :)

Czym jest dla mnie włosomaniactwo? 
Przede wszystkim oderwaniem od codzienności. Bardzo lubię dbać o włosy i już na samą myśl, że na dzisiaj mam coś zaplanowane buzia sama mi się uśmiecha. Nie jest to dla mnie jakiś obowiązek, z którego jeśli się nie wywiążę to zostanę ukarana. Jest to dla mnie sama przyjemność, bo wiem, że robię to dla siebie. Zdaję sobie sprawę, że ludzie, który patrzą na mnie z boku, myślą, że zwariowałam, bo kto "smaruje" sobie włosy olejem, albo nakłada na nie jajko...? Mi to jednak nie przeszkadza, każdy z nas ma jakieś "odchyły" i wariuje na jakimś punkcie, w moim przypadku są to włosy. I powiem Wam, że jestem strasznie dumna z bycia włosomaniaczką. A co! 

To by było chyba na tyle. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was zbyt długim postem i że chociaż część z Was przeczyta go od początku do końca ;) Dajcie znać co o tym myślicie. Czym dla Was jest włosomaniactwo? :) 

Do następnej :*



niedziela, 2 czerwca 2013

Tydzień w zdjęciach

Dzisiaj taki krótki post, kilka zdjęć z minionego tygodnia. Do środy postaram się dodać jakąś recenzję, chociaż nic nie obiecuję, bo ten tydzień będzie naprawdę pracowity i nie wiem czy uda mi się znaleźć tyle czasu. 

1. Relaks na całego z moją Brzyduliną <3; 2.W czwartek złapałam trochę słońca; 3.Dostałam chomika na Dzień Dziecka od mojego K.; 4. Chomiś ciąg dalszy; 5,6. Piknik Lotniczy; 7,8. Prezent na Dzień Dziecka od samej siebie, lakiery za uwaga...2 zł. (bo przecież mam postanowienie). :D

Ogólnie ten tydzień zleciał mi bardzo szybko, szczególnie długi weekend. W piątek byliśmy na grillu, niestety żadnych zdjęć nie mam. Dzisiaj wypoczywam przed poniedziałkiem. Na samą myśl, że jutro do szkoły, aż mnie ciary przechodzą, grrr, dwa angole, dwa polaki i dwie chemie-nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba...Też już się tak nie możecie doczekać wakacji? :) 
Powered By Blogger

Popularne posty

Etykiety

recenzja (24) aktualizacja (16) pielęgnacja (16) TAG (9) zakupy (9) kosmetyki rosyjskie (8) nowości (6) zużycia (6) paznokcie (5) zapuszczanie (5) Calcium Pantothenicum (4) Mariza (3) Ziaja (3) blond włosy (3) farbowanie (3) mobilemix (3) CP (2) Palette SalonColors (2) Yves Rocher (2) choisee (2) codzienna pielęgnacja (2) dieta włosomaniaczki (2) inspiracje (2) kozieradka (2) mocne włosy (2) nawilżanie (2) olej kokosowy (2) plan (2) serum scalające końcówki (2) współpraca (2) włosomaniactwo (2) zdrowe włosy (2) 8w1 (1) BingoSpa (1) Biovax (1) Cerkogel 30 (1) Chantal (1) Dermika (1) Eveline (1) Evidence (1) Farmona (1) GOGO (1) Garnier (1) Green Pharmacy (1) I love my planet (1) Isana (1) Kallos (1) Keratyna w płynie (1) La Roche-Posay (1) Liquid Keratin (1) Nivea (1) Pantene (1) Piloxidil Vital (1) Pokrzepol (1) ProSalon (1) Professional (1) Rossmann (1) SERI (1) SERI Natural Line (1) Sexy Pulp (1) Soraya (1) Syoss (1) TT (1) Tangle Teezer (1) WAX (1) Zincteral (1) aktywne serum na porost włosów (1) aminokwasy (1) amla jasmine (1) amla jaśminowa (1) awokado (1) baby hair (1) balsam (1) bardzo jasny blond (1) beverly hills formula (1) blask (1) colorwear (1) czarna pasta wybielająca (1) dabur (1) domowa pielęgnacja (1) dzień blogera (1) efekty olejowania (1) essence (1) eveline 9w1 (1) garnier Olia 10.1 (1) gorący okład-maska łopianowa (1) idealny kolor (1) intensywne nawilżenie (1) jak nie uszkodzić włosów (1) krem z 5% kwasem migdałowym (1) krótkie włosy (1) laminowanie (1) laura conti (1) lipiec (1) liście zielonej oliwki (1) lovely (1) marion (1) maska Kallos Keratin (1) maska z awokado (1) maska z olejem arganowym (1) maybelline affinitone (1) mierzenie przyrostu (1) miesiąc zmian (1) minusy (1) mocne (1) mycie (1) mydło (1) nawilżający (1) nawilżenie (1) o mnie (1) od początku (1) odżywianie (1) odżywka regenerująca (1) olej do włosów (1) olej rycynowy (1) olejowanie (1) olejowanie na glicerynę (1) olejowanie włosów (1) pharmaceris (1) pharmaceris T (1) pielęgnacja twarzy (1) plusy (1) podsumowanie (1) podsumowanie akcji (1) postanowienia (1) powrót (1) połysk (1) przebarwienia (1) przyrost (1) płukanka lniana (1) rozczesywanie (1) suche (1) swędząca skóra głowy (1) szampon (1) szampon I love my planet (1) szampon lniany (1) total breath black (1) trądzik (1) tydzień olejowania (1) tydzień z olejem (1) układanie (1) ulubieńcy (1) urodziny bloga (1) walka o płaski brzuch (1) wibo (1) wybielająca pasta do zębów (1) wybielanie zębów (1) wyzwanie (1) włosowa historia (1) włosy (1) zapachy świata (1) zdrowe (1) zmiana na lepsze (1) zmiany skórne (1) zmywacz Eveline 3w1 (1) zęby flex (1) łamliwe włosy (1) żel aloesowy (1) żel lniany (1)